BLA BLA BLA

JUŻ NIEDŁUGO NOWA ODSŁONA: CIĄŻA PO CZESKU, CZESKIE CHYBY czyli CZEGO NIE MÓWIĆ W CZECHACH, JAK ŻYĆ NA CO LICZYĆ A NA CO NIE.

piątek, 31 stycznia 2014

BO TAK SIĘ TRUDNO ROZSTAĆ

     Z końcem roku pękło też coś we mnie. Postanowiłam jeszcze coś dołożyć do tej wywrotki. Paradoksalnie nie było nam źle gdy mieliśmy ograniczony czas dla siebie nie powiodło nam się gdy mogliśmy go mieć więcej.
     Dziś ostatni dzień stycznia i piątkowa lista w Trójce. Usłyszałam kolejną piosenkę z nowej płyty Anity Lipnickiej. Podobno to singiel promujący całą składankę. Nie wiedziałam. Słyszał ktoś...


Chyba tak jest, że nie zawsze udaje się zamieść wszystko pod dywan. Czasami ciężko posprzątać. Będziemy się starać ale chyba nie na siłę...bo szkoda się zamęczać.
      Wczoraj ktoś nie widząc mojego syna pogratulował mi wspaniałego dziecka i kazał spojrzeć na wszystko jak na realizację trudnego* zadania w pracy, które było ciężkie do wykonania ale ja sobie z tym poradziłam i odniosłam sukces. Czego i Wam życzę!

*Nigdy nie uważałam, że to trudne...że ciężkie tak.


 

sobota, 18 stycznia 2014

7.MĚSÍCŮ czyli DRUGA POŁOWA ROKU

Były niekończące się dni, wieczne zmęczenie, nieprzespane noce, frustracja a dziś mogę napisać, że czas gna jak koń na wyścigach. Może to zasługa tego, że za oknem jest zielono, ponadto świeci słońce i wydawać by się mogło, że to przedwiośnie a nie połowa stycznia a może to pogoń i oczopląs na pomykającym po podłodze Juniorze działa jak czasoprzyśpieszacz.
Nie mam postanowień noworocznych - mój czeski kolega Ivoš zawsze powtarza, że nie zna osoby, która by mogła potwierdzić, że dotrzymała swoje postanowienia więc On nich nie robi bo to nie ma sensu. I ja  tym roku postanowiłam to samo. Zamiast to mam kilka zamierzeń i może je uda mi się zrealizować. Nic ambitnego. Chciałabym cokolwiek tylko aby kolejny dzień nie był podobny do poprzedniego.
     Nauczyłam się "przestawiać" myślenie - tzn. potrafię skupić się tylko na dziecku podczas dnia, dzięki czemu i "zboj čislo jedna" jest zadowolony i ja jeszcze mniej myślę. Mimo wszystko jest to dość bierny okres w moim życiu. Tęsknoty za pracą niestety nie udało mi się zagłuszyć.


Junior wizualnie wydoroślał. Twarz mu spoważniała. Czupryna zagęściła. Ciężko nazywać go jeszcze miminkiem. W okresie okołoświątecznym sam usiadł i nie spostrzegłam nawet kiedy zaczął sam wspinać się na dostępne mu obiekty aby chwilę postać na swoich chwiejnych nogach, coś rzucić, powyginać pupą.
Wyłazi z niego paskudny charakter (to po matce:). Wie czego chce niestety jego zachcianki nie idą w parze z moimi planami i choć opieram się jak mogę ulegam małemu szantażyście.



JUNIOR:
  • waży ok.9 kg (dokładną wagę poznamy podczas kontroli w lutym)
  • mierzy ok. 74 cm
  • 10. i 15. stycznia Juniorowi wyszły dwie dolne jedynki - towarzyszyły temu nerwowo przesypiane noce, obeszło się bez gorączki i podawania zbędnych leków
  • zaledwie od paru tygodni jest mobilny a już przemieszczanie na czworakach mu się nie podoba bo On chciałby już stać ;/
  • podąża wszędzie za każdym, chce mieć ciągłe towarzystwo i biada temu kto przed dotarciem Juniora do celu opuści miejsce pobytu
  • zabawki są nudne najlepsze do zabawy są kable, wtyczki i zasilacze
JA:
  • dwa dni temu były moje kolejne urodziny
  • moja waga stanęła - w stosunku do stanu sprzed ciąży mam +7 kg
  • dobrze czuję się fizycznie, psychicznie fatalnie - wsiadłabym w wehikuł czasu i cofnęła jakieś 12 lat i zapewne byłabym teraz na drugiej półkuli :)
    

poniedziałek, 13 stycznia 2014

PODSUMOWANIE ROKU I NIE TYLKO

     Miniony rok był pod wieloma względami przełomowy.
Pierwsza połowa roku była korzystna pod względem zawodowym, finansowy, kulturowym...
Najważniejsze wydarzenie ubiegłego roku jest z nami już 7 miesięcy. Celowo nie użyłam słowa "mieszka":)
Ważnych wydarzeń rodzinnych było znacznie więcej: wygrana z chorobą, dwóch nowych Franciszków (zaznaczam, że jeden urodził się przed wybraniem papieża:) i dla równowagi śmierć dwóch osób. Podsumowując jednak to wszystko, był to w gruncie rzeczy, dobry rok dla wszystkich.
     
     A co ja? U mnie wrzesień był przełomowy. Był to miesiąc w którym pierwszy raz wsiadłam do auta i bez problemów mogłam zrobić dłuższą trasę. Po trzech miesiącach dochodzenia do siebie, zamknięta z dzieckiem przez całe lato w czterech ścianach - wyszłam i jeździłam na wszystkie spotkania: nawet te firmowe:) Październik był już gorszy. Wiedziałam, że polski oddział podczas przejęcia pozwalniał część osób na kontraktach a postawił na mniej doświadczone osoby. Wykształceni projektanci, którzy mieli uniezależnić oddział od współpracowników zewnętrznych zostali odrzuceni. Nie takie było założenie czeskiej firmy-matki. Mnie zwolnić nie mogli bo jestem "nietykalna" więc zaoferowali współpracę. Początkowo ucieszyła mnie taka forma współpracy ale w głębi duszy wiedziałam, że to tylko piękne słowa jednak dałam się ponieść złudzeniu.
     Październik był miesiącem nerwów i niepewności. Przestałam karmić. Z jednej strony miałam pomysł na wszystko z drugiej brak perspektyw. Listopad to jeszcze większe nerwy - bo przecież nie planowałam przechodzić na wychowawczy...w urzędzie pracy wymagali ode mnie przedstawienia szeregu zaświadczeń i dokumentów. Nie mam stałego pobytu na terytorium Republiki Czeskiej - jestem tu za krótko. Ze strony mojego pracodawcy mogę liczyć na pomoc. Jednak wszystko załatwiam sama bo nawet nie wiem w czym mogliby mi pomóc. Oficjalnie biorę urlop wypoczynkowy aby dać sobie czas. Rozważanie mojego urlopu wychowawczego trwa do dnia dzisiejszego.
     Po co to wszystko? 
Bo praca przynosiła mi satysfakcję i zadowolenie. Bo codziennie musiałam wyglądać dobrze i rozmawiać z ludźmi. Bo były to duże inwestycje i jeszcze większe wyzwania.
Zachorowałam na brak kontaktu z ludźmi. 



Coś co miało mnie cieszyć-np. jak ten blog-z czasem przestało mnie bawić. 
Wiem, że inni mają gorzej ale w takim razie ja mam możliwość zrobienia czegoś więcej.
Wiem, że mam odpoczywać kiedy tylko dziecko śpi ale On nie śpi tak dużo. Poza tym może ja wcale nie chcę odpocząć tylko napić się z kimś kawy? 
Wiem, że siedzę w domu ale ja nie siedzę!
Problem w tym, że oglądam wiele blogów i wiele z Was robi różne rzeczy: szyje, dzierga, gotuje...ja nie potrafię, nie umiem a nawet nie chcę. A cała moja niechęć do wszystkiego jest już tak wielka, że coraz częściej jestem zmęczona, coraz dłużej śpię i coraz mniej chcę.
     Mimo wielu wspaniałych chwil nie umiem zaakceptować tego wywrotu fizyczno-psychiczno-społecznego w moim życiu. Czasami kilkugodzinny ładunek dają mi wpisy niektórych z Was. Wówczas przez jakiś czas mam zajętą głowę myśleniem jak to jest...
     Koniec roku to również zmiany w naszych relacjach. Jedno nie widzi drugiego.

To tak jakby u mnie przeszedł tajfun i nic już nie miało swojego miejsca a u niego był rozkwit gospodarczy i nie może się to zrównoważyć w żaden sposób.
Równowagę zaburzyła również dziewczyna mojego męża, która mając własnego, w mieście gdzie na każdym rogu czai się architekt udała się "po prośbie" właśnie do swojej starej miłości.
Szlag mnie trafił!
     Straciłam zaufanie. Kompletnie.

W ostatnich miesiącach roku udało nam się wyskoczyć na dwie imprezy: pierwsza to była parapetówka naszych znajomych, którzy zdewastowany lokal nieopodal Wawelu przemienili w przytulne małe mieszkanie. Drugie wyjście to było przyjęcie urodzinowe znajomego - choć słowo "przyjęcie" jest tutaj dość mocno nadużyte. Była to prawdziwa domówka! Rodem z czasów studenckich! Na tej imprezie - nie licząc dziewczyny, która przyszła z zaawansowanym brzuszkiem - Junior był najmłodszym gościem. Ktoś potem do nas powiedział: "fajnie, że Wy tak wychodzicie, że dziecko Was nie ogranicza". Obserwatorze a gdzież ja bym mogła mój skarb zostawić jak On całymi dniami z matką "siedzi"?! Komu ja powierzę moje dziecko w godzinach późno-wieczorno-nocnych aby je potem odebrać?
       Jest styczeń - Junior już prawie biega. Jest mądry i cwany. Wg założeń powinnam siedzieć teraz za biurkiem albo jechać na jakieś spotkanie albo robić cokolwiek budującego. Ale założenie było błędne."Siedzimy" w domu na nienormowanym, niekończącym się etacie: odkurzania, prania, składania i jeszcze kilku innych zajęć, które można wykonywać "na siedząco".
       Pod koniec stycznia mam test zaliczeniowy z języka czeskiego-to jedyny rozwój jaki udało mi się zaserwować w minionym półroczu. I to jest budujące.

Pralka - nowe odkrycie Juniora


    

niedziela, 12 stycznia 2014

PROJEKT SAMO_SIĘ - pátý týden

101 wpis w nowym roku musi być "kulturalny" :)

     Ponieważ nie dotrzymaliśmy terminów konkursowych projektu samo_się (utknęliśmy po pierwszym miesiącu "zmagań":) a projekt dobiega już końca - postanowiłam mimo wszystko uzupełnić opisy z poszczególnych tygodni. 
     Zadanie piątego tygodnia wspaniale nadaje się na "wpis kulturalny", brzmi:
Ulubiona książeczka, czyli czytamy dzieciom.

     Junior posiada już całkiem pokaźną biblioteczkę. Pierwszą książkę - skuszona recenzją u Patty - zakupiłam we wrześniu w Brnie. Malujeme cély rok - to zbiór ukazujący różne techniki rysunkowe. Junior musi jeszcze troszkę na to poczekać a ja czekając z niecierpliwością na odpowiedni moment  zaglądam do niej co jakiś czas. 
Zresztą popatrzcie sami!

fot. KaTka
Kolejną pozycję zakupiliśmy na październikowych Targach Książki w Krakowie. Jest to limitowana seria wierszy Juliana Tuwima - wydawnictwa WYtwórnia.
Mieliśmy możliwość wybrania okładki z kilku proponowanych. 



     Opracowanie graficzne jest ciekawe. Dość specyficzne.
Nam się podoba a na opinię Juniora będziemy musieli jeszcze troszkę poczekać.

fot.KaTka
Grudzień przyniósł kolejne niespodzianki.



zdjęcie mało udane ale książka porządnie opracowana

U Prababci Mikołaj zostawił pięknie ilustrowane bajki o zwierzętach.
W książce znajdujemy baśnie Andersena, braci Grimm i Perraulta takie jak: Kot w butach, Trzy małe świnki czy Brzydkie kaczątko. 
Bardzo ładnie opracowana pozycja wydana przez grupę wydawniczą Foksal. 
Co mnie zaskoczyło -
książka została wydrukowana w Chinach! 
Nie zdawałam sobie sprawy, że już nie tylko zabawki czy ubrania ale nawet wydruki opłaca się tam robić.

     Gwiazdka pod choinką zostawiła coś co pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków dobrze pamięta. Zebrana seria opowiadań "poczytaj mi mamo", wydana przez Naszą Księgarnię z niebanalnymi ilustracjami wielu grafików. Takimi jak pamiętamy z dzieciństwa!

  
I na koniec coś co sprowokowało mnie do odszukania moich książek z dzieciństwa. Wiersze Jana Brzechwy wydawnictwa Zielona Sowa. Książka formatu A4, w twardej oprawie z hologramem, kolorowa...ale grafika mnie przeraziła. Dla mnie jest paskudna. 



     Staram się aby wszystko co nas otacza było różnorodne. Nieco abstrakcyjnej grafiki z wierszy Tuwima nie można porównywać do przedstawionej wyżej reprodukcji najpopularniejszych opowiadań dla dzieci sprzed wielu lat ale obie są interesujące i wykonane w charakterystycznym stylu.
     Ponieważ okres świąteczny spędzałam z Juniorem u moich rodziców odszukałam swoje wspomnienia...


... w środku ten sam wiersz o Niedźwiedziu,


który w mojej książce wygląda tak:


     I z całym szacunkiem dla pana ilustratora Zielonej Sowy ale jest tyle technik a w tak całkiem nieźle wydanej książce z wierszami (papier, oprawa) serwuje się dzieciom najprostszy, najbanalniejszy i najbrzydszy sposób opracowania graficznego.

Na koniec tego "kulturalnego" wywodu podsumowanie:

     Juniorowi zaczęliśmy czytać gdy miał 3 miesiące. Czytane są mu wiersze, mówione rymowanki w sposób dźwiękonaśladowczy. Każdy utwór można ciekawie zaprezentować ale są takie, które dają więcej możliwości.  "Lokomotywa" nie musi być deklamowana w całości. Nagły buch..., uch..., puff..., ufff..., trurkot - trrr..., pukanie - turkotanie to wszystko sprawia, że często jest ona skracana bądź się zapętla. Dziecku się to podoba. Wszelkie odgłosy są dla niego interesujące: szept, puknięcie, wyższy głos.