BLA BLA BLA

JUŻ NIEDŁUGO NOWA ODSŁONA: CIĄŻA PO CZESKU, CZESKIE CHYBY czyli CZEGO NIE MÓWIĆ W CZECHACH, JAK ŻYĆ NA CO LICZYĆ A NA CO NIE.

wtorek, 17 czerwca 2014

ROCZEK

W tym tygodniu świętujemy roczek, który mija dokładnie dziś.
Właściwy wpis ukaże się jutro.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

     Obserwatorzy wiedzą, że powyższe zdania napisane zostały kilka miesięcy temu. Treści pisanych postów, które miały się ukazać nienadawały się do publikacji. Byłyby albo fałszywe albo zbyt przytłaczające.
Przez czas blogowej ciszy działo się w naszym życiu bardzo dużo złych rzeczy ale koniec roku zakończył się małym sukcesem o czym jeszcze napiszę.
Cała reszta jako temat depresji, przytłoczenia obowiązkami, niewidzialności i samotności "bycia" matką być może kiedyś powróci.



Junior na przeglądzie roczniaka:

Dziecko zostało również zaszczepione kolejną dawką Infanrix Hexa (w Czechach standardowe, bezpłatne szczepienie). Ukończenie roczku wiązało się z pierwszą wizytą u stomatologa a ta nie mogła się odbyć nigdzie indziej jak w Polsce u mojej zaufanej koleżanki z lat szkolnych - Dominiki. Obawiałam się przebiegu tej wizyty. Sama z bardzo żywym dzieckiem. Cierpliwość pań asystentek, mojego stomatologa oraz znudzenie mojego syna czasem jaki sama spędziłam na kontroli własnego uzębienia spowodowały, że jego pierwszy przegląd odbył się podczas snu :)

A jak świętowaliśmy? 

Z oczywistych przyczyn wielokrotknie!



czwartek, 22 maja 2014

11.MĚSÍCŮ czyli ODLICZANIE DO ROCZKU

Już niedługo podsumowanie nastrojów jakie towarzyszyły nam podczas ostatniego roku bo zbliżamy się do pierwszych urodzin. Ostatnie tygodnie to niesamowite przyspieszenie w rozwoju Juniora, zmiany w wyglądzie, postępy w zachowaniu. Do tego ciepło, słońce i ... układanie sobie w głowie wszystkiego na nowo.


Te miesiące to okres, który mi bardzo wiele uświadomił i wcale nie mam na myśli mojego życia z dzieckiem.
Wstyd się przyznać ale do mojej życiowej roli to ja dopiero dorastam.
Poszufladkowałam to co robiłam, co udało mi się osiągnąć i moment w którym się zatrzymałam. Poszufladkowałam ludzi, na tych którzy są gdy potrzeba i na tych drugich, na których się zawiodłam.
I tylko jedno wciąż niepoukładane - to najważniejsze. Przestrzeń prywatna-jedyna na płaszczyźnie której wszystko zależy od nas. Tu nie ma przypadków. Tu jestem ja. A ja to teraz MY a My mamy się tak:
  • wzrost 78cm
  • waga 10,640g
  • Junior już nie chodzi - Junior biega
  • dziecku buzia się nie zamyka - Fidel Castro by się nie powstydził tak długich monologów
  • tabela żywieniowa odeszła w zapomnienie - Michał je wszytsko (ostatnio był to kawałeczek grillowanej karkówki)
  • nie ma miejsca w którym pojawiłabym się z dzieckiem i ktoś nie zwróciłby na niego uwagi - zbieramy komplementy i... racje żywnościowe :)
  • Junior się wstydzi, Junior czaruje, Junior jest Czech! - jak to stwierdził pewien napotkany Wodnik podejrzewając mnie o romans w tym pięknym kraju :)
A mama po tych wielu miesiącach musi pomyśleć o sobie. Pamiątki z długiego porodu należy w końcu spróbować wyleczyć. A przy okazji przeprowadzić i inną kosmetykę niedoskonałości, na którą zwrócono mi uwagę. To już nie tylko względy estetyczne ale i zdrowotne.
Muszę zadbać o kręgosłup ponieważ od dłuższego czasu miewam uciążliwe bóle. Więc jak sami widzicie - jest co robić :)

niedziela, 20 kwietnia 2014

VESELÉ VELIKONOCE

Kto poświęcił ten zjadł :)
A kto świętuje ten jest przygotowany na jutrzejszy dzień!
     I nie o śmigusa-dyngusa tu chodzi ale o pomlázku nazywanej na Morawach również karabáč'em (wspominam o tym ponieważ znajoma, która pochodzi z Pragi tej nazwy nie słyszała). Pomlázka to upleciona z młodych wierzbowych gałązek rózga (pejcz), którą w świąteczny poniedziałek bije się kobiety aby były cały rok zdrowe. Młode gałązki symbolizują siłę i witalność.
     Jeżeli będziecie spędzać święta wielkanocne w Czechach nie będzie problemu aby zaopatrzyć się w taką mrskačku (mrskat-chłostać). Sprzedawane są dosłownie wszędzie od marketów po wielkanocne jarmarki. Ja lubię odwiedzać te ostatnie, które odbywają się w strażnicach gdzie wśród masy atrakcji zawsze znajdzie się twórca "pomlázek". 


  
Ich tworzenie jest jak rzemiosło. Krótkie, długie, różnie zaplecione, z pięknymi rękojeściami. Często przyozdobione wstążkami.

źródło: internet

      Każdy obec informuje przez stronę internetową lub rozwiesza ogłoszenia gdzie i kiedy na jego terenie odbędzie się taki jarmark regionalny. Najczęściej odbywają się one podczas Wielkiego Tygodnia, którego poszczególne dni nazywają się: Zelený čtvrtek, Velký pátek, Bílá sobota, Boží hod velikonocní i Velikonoční ponděli.
     Jeżeli nie interesują Was małe miasteczka w sercu każdego miasta na rynku znajdzicie dokładnie te same atrakcje a nawet więcej :)


Drogie Panie szykujcie piękne pisanki w podzięce za życzenia bo może jutro do Waszych drzwi zapuka kolęda z życzeniami i zostaniecie "pomrskane". 
Czego Wam z całego serca życzę! 
Wesołych !
 
 

wtorek, 15 kwietnia 2014

RÁDI CESTUJEME czyli Junior w podróży

      Przez ostatnie dwa lata swojej pracy zjeździłam więcej Polski niż przez całe moje życie. Byłam aktywna zawodowo całą ciążę. Jednym słowem Junior w brzuchu się najeździł.
Obecnie dzienne pokonywanie 100 km, to nie tylko dla nas - standard. Jeździ się za pracą, za klientem lub jak my za rodziną i znajomymi.
     Podczas pierwszych miesięcy ciąży pisałam, że "nie dam się zwariować".
Dziś z perspektywy kilkumiesięcznego doświadczenia mogę się podzielić opinią o rzeczach, którymi stałam się posiadaczką.

     Samotne podróżowanie z małym dzieckiem wymaga podwójnej czujności (podwójnej jeżeli się ma jedno dziecko bo mam pewną teorię, że wzrasta ona proporcjonalnie do ilości przewożonych pociech). Moja uwaga jest podzielona na to co dzieje się na drodze i na pasażera siedzącego na tylnym siedzeniu w dodatku tyłem do kierunku jazdy. Rzeczą niezbędną dla mnie jest "monitoring" w postaci lusterka zamontowanego na tylnym zagłówku, które od momentu pojawienia się tam stanowi niesamowitą frajdę dla naszego Malca.
Los sprawił, że jesteśmy posiadaczami takiego oto egzemplarza:


Jako jedyne dostępne (ostatnie w całym wielkim sklepie). Producent FisherPrice cena ok. 200kč/35 pln

Jeżeli podróż z noclegiem to i nasz ekwipunek musi się powiększyć o kolejne niezbędniki.
     Ciekawą propozycją była wanienka Flexi Bath.
Producent reklamuje produkt jako ten najnowszej generacji :) Zainteresowała mnie jednak cena jak za kawałek plastiku zbyt wygórowana. Zawsze można sobie tłumaczyć, że będzie się tam coś potem trzymać ale jako architekt wiem, że za kwotę powyżej 100 pln można naprawdę wybrać coś bardziej "dizajnerskiego":) Zresztą osoby, które miały możliwość wypróbowania tego artykułu również dostrzegły jego wady. O tym pisała m.in. Kamila z Team Z.
Gdybyśmy posiadali w domu wannę to skłonna byłabym wydać podobną kwotę ale na takie  rozwiązanie:

źrodło: internet                          Baby Dam - zapora do wanny
     Na domowy użytek zakupiliśmy najprostszą wanienkę bez zbędnych gadżetów za podczas wyjazdów używam dmuchanej wanienki. Co prawda jeżeli ma zajmować mało miejsca w aucie to każdorazowo przed użyciem trzeba ją nadmuchać a potem spuścić powietrze ale cena przystępna (od ok. 25 pln wzwyż). Mi ten produkt wystarcza jednak ma wadę: wypełnioną wodą wanienkę trudno przenosić a przy większym ruchliwym dziecku, które naciska lub opiera się o ścianki podczas deformacji dochodzi do niekontrolowanych wycieków. Zatem poniższy obrazek moim zdaniem jest mocno naciągnięty albo nasza wanienka za słabo nadmuchana :)
Dmuchawca używam jedynie w wannie lub pod prysznicem gdzie takie zalanie jest niegroźne.
    A po kąpieli spanie. Jeżeli nie we własnym to w turystycznym łóżeczku. Zamówiliśmy najprostszy model bez zbędnych, dodatkowych elementów.
     Każdy dodatkowy gadżet to dodatkowe kilogramy. A przy podróżowaniu każdy nadbagaż ma znaczenie. Powyższy model to baby-maxi. Produkt prawdopodobnie chiński więc i cena przystępna.Na stronach aukcyjnych do kupienia za kilkadziesiąt złoty.
Uważam, że jak się pozna sekret składania i rozkładania tego łóżeczka to nie można napisać nic złego o tym produkcie.
     Ostatnim niezbędnikiem jest pojemnik na mleko/kaszkę. Na rynku jest spory wybór.
Ja posiadam produkt firmy munchkin (ok.15 pln). Przy wyborze należy jedynie zwrócić uwagę aby pojemnik był dostatecznie duży i mógł pomieścić odpowiednie dawki oraz aby dobrze się z niego wysypywała zawartość.

To wszystko jeżeli chodzi o niezbędniki w podróży. Całą resztę mogę gdziekolwiek dostać od ręki.
Nie są to produkty z najwyższej półki cenowej ale świetnie sprawdzają się przy naszym trybie życia.




niedziela, 13 kwietnia 2014

AMBICJE MATKI

Od jakiegoś czasu w głowie siedziała mi pewna Hela. Ta śliczna dziewczynka ma 9 kg i tyleż samo miesięcy.
To, że na czworakach zasuwa jak wyścigówka to mnie nie dziwi bo wraz z Juniorem mogliby startować w sztafecie. To, że ma 4 ząbki również nie robi na nas wrażenia bo Juniorowi przebiły się górne dwójki i stał się małym wampirem gryząc całkiem mocno, każdego, wszędzie. Natomiast Hela : gra w kosi-łapci, robi papa, pokazuje jaka duża urośnie, wkłada czapkę na głowę i korzysta ze szczotek do włosów i do zębów.
     Jak to? Czy ja coś zaniedbałam? Junior taki śliczny (podobny do mnie:), ruchliwy, głośny, gadający....a jednak ani papa ani paci-paci nie robił. Tzn. robił ale nie sam. Trzymał mnie za wyciągnięte kciuki a ja klaskałam. Nagły zryw i edukacja nie przyniosły rezultatów. Junior okazał się odporny na wszystko co przed nim wyczyniałam.
     Za to ja nie byłam odporna i uległam pokusie spędzenia tygodnia w biurze w pełnym wymiarze godzin!
Moja decyzja była oczywista jednak realizacja okazała się trudniejsza. Dziecko musiało być odwiezione do dziadków. Kilka dni analiz zakończyło się spakowaniem walizki, jak twierdziłam tylko na trzy dni a w rezultacie na pięć. Wiecie, że nie było to proste? Mimo nowych zadań, kompletnie obcych mojemu doświadczeniu, chęci podjęcia wyzwania, radości i zaangażowania - pierwsze dwa dni bardzo tęskniłam za dzieckiem. Trzeciego dnia udałam się na prezentację/szkolenie i późny powrót do domu sprawił, że poczułam powiew dawnej niezależności i w pewien sposób swobody działania.
Z powodu braku wprawy, wyczucia i znajomości zagadnienia praca szła mi wolno co spowodowało odebranie Juniora w piątkowe wczesne popołudnie.
     Co mi dało to doświadczenie?
Z jednej pokazało, że muszę zorganizować życie tak aby się jednocześnie rozwijać i nie dobić domowymi obowiązkami bo prawdę powiedziawszy nie wyobrażam sobie po całym dniu pracy wracać do domu, przejmować opiekę nad synem i tak jak co dzień wykonywać po kolei wszystkie obowiązki: pranie, układanie, gotowanie, zmywanie. A przecież kobiety (baaa żeby nie było to i mężczyźni) tak robią.
Z drugiej strony uświadomiło mi jak silna więź jest między nami i jak ciężko byłoby mi znikać na 9-10 godzin pozostawiając syna komuś na wychowanie. Miałam nawet pewne obawy, że Junior nie będzie zainteresowany pojawieniem się mojej osoby ale się myliłam. Była radość, wyciąganie rączek i chichot.
W tamtym tygodniu miałam sen w którym przyjeżdżam po Michała a on uśmiecha się i widzę, że "wyszły" mu już wszystkie zęby :)
Co prawda kolejne zęby nie zdążyły się pojawić podczas mojej nieobecności ale udało mi się zarejestrować to:


A na koniec dodam, że i paci-paci dělame:

Paci, paci, pacičky, to jsou moje ručičky,
ťapy, ťapy, ťapičky, to jsou moje nožičky.
Ručky, aby dělaly, nožky, aby běhaly,
očka, aby viděly, uška, aby slyšely,
pusinka je na papání a nosánek na čmuchání.


poniedziałek, 17 marca 2014

9.MĚSÍCŮ czyli DZIEŃ ŚW. PATRYKA

Nie Patryk a mój przyjaciel z lat licealnych Kamil przysłał dziś wiadomość "jak będziesz mogła rozmawiać daj znać". Oddzwoniłam.
Misiek bo tak zwykliśmy nazywać Kamila odezwał się swoim niskim głosem i powiedział całkiem poważnie jak na Miśka przystało:
- No cześć, chciałem zapytać gdzie Cię mogę zastać bo chciałem Was zaprosić na swój ślub. 
I mnie to dopadło.
- Suuupeeer! - odpowiedziałam podekscytowana.
Po: a gdzie, a kiedy, a co u Was...pochwaliłam się, że rozmawiałam ostatnio z innym kumplem z naszej paczki, którego żona w lipcu urodzi córeczkę Adę.
- Ale ten czas leci - westchnął Kamil - wczoraj byłem na waszym weselu a u was bez zmian.
- Hmmm...no nie do końca - tu nie wiedzieć czemu wdarła się krótka cisza podczas której usłyszałam w słuchawce:
Masz dziecko?!

(przy czym ilość znaków zapytania i wykrzykników powinnam kilkukrotnie powielić)
- Mam syna.
- O kurcze ale ten czas leci...

Faktycznie mimo, że czasami dzień potrafi się dłużyć w nieskończoność co spowodowane jest rozkapryszeniem Juniora to samej ciężko mi uwierzyć, że dziś mój rycerz kończy 9. miesięcy.
Ok. 10 dni temu byliśmy na zaległym przeglądzie.

JUNIOR:
  • waży 9,860 kg
  • mierzy 73 cm
  • ma 3 ząbki (wychodzącą górną dwójkę namierzyłam 9.marca ;) - dzielnie znosi przebijające się ząbki
  • raczkuje na czas, wstaje i chodzi wspierając się na czymkolwiek
  • obserwuje i naśladuje zachowania i dźwięki (dziś nauczył się ko-ko)
  • jest ciekawy, uparty i złośliwy (wyłazi paskudny charakterek :)
  • potrafi przez ok. 10 min. oglądać bajkę dla dzieci

piątek, 14 lutego 2014

KRÁSNÝ VALENTÝNSKÝ DEN


....přejeme všem zamilovaným, ale také těm, na které láska teprve čeká.

 I coś z przytupem na dziś:



Za oknem co drugi dzień zima na przemian z wiosną. 
Może uda się w końcu ruszyć z czymś nowym i powieje świeżością.
Dziękuję wszystkim.

piątek, 31 stycznia 2014

BO TAK SIĘ TRUDNO ROZSTAĆ

     Z końcem roku pękło też coś we mnie. Postanowiłam jeszcze coś dołożyć do tej wywrotki. Paradoksalnie nie było nam źle gdy mieliśmy ograniczony czas dla siebie nie powiodło nam się gdy mogliśmy go mieć więcej.
     Dziś ostatni dzień stycznia i piątkowa lista w Trójce. Usłyszałam kolejną piosenkę z nowej płyty Anity Lipnickiej. Podobno to singiel promujący całą składankę. Nie wiedziałam. Słyszał ktoś...


Chyba tak jest, że nie zawsze udaje się zamieść wszystko pod dywan. Czasami ciężko posprzątać. Będziemy się starać ale chyba nie na siłę...bo szkoda się zamęczać.
      Wczoraj ktoś nie widząc mojego syna pogratulował mi wspaniałego dziecka i kazał spojrzeć na wszystko jak na realizację trudnego* zadania w pracy, które było ciężkie do wykonania ale ja sobie z tym poradziłam i odniosłam sukces. Czego i Wam życzę!

*Nigdy nie uważałam, że to trudne...że ciężkie tak.


 

sobota, 18 stycznia 2014

7.MĚSÍCŮ czyli DRUGA POŁOWA ROKU

Były niekończące się dni, wieczne zmęczenie, nieprzespane noce, frustracja a dziś mogę napisać, że czas gna jak koń na wyścigach. Może to zasługa tego, że za oknem jest zielono, ponadto świeci słońce i wydawać by się mogło, że to przedwiośnie a nie połowa stycznia a może to pogoń i oczopląs na pomykającym po podłodze Juniorze działa jak czasoprzyśpieszacz.
Nie mam postanowień noworocznych - mój czeski kolega Ivoš zawsze powtarza, że nie zna osoby, która by mogła potwierdzić, że dotrzymała swoje postanowienia więc On nich nie robi bo to nie ma sensu. I ja  tym roku postanowiłam to samo. Zamiast to mam kilka zamierzeń i może je uda mi się zrealizować. Nic ambitnego. Chciałabym cokolwiek tylko aby kolejny dzień nie był podobny do poprzedniego.
     Nauczyłam się "przestawiać" myślenie - tzn. potrafię skupić się tylko na dziecku podczas dnia, dzięki czemu i "zboj čislo jedna" jest zadowolony i ja jeszcze mniej myślę. Mimo wszystko jest to dość bierny okres w moim życiu. Tęsknoty za pracą niestety nie udało mi się zagłuszyć.


Junior wizualnie wydoroślał. Twarz mu spoważniała. Czupryna zagęściła. Ciężko nazywać go jeszcze miminkiem. W okresie okołoświątecznym sam usiadł i nie spostrzegłam nawet kiedy zaczął sam wspinać się na dostępne mu obiekty aby chwilę postać na swoich chwiejnych nogach, coś rzucić, powyginać pupą.
Wyłazi z niego paskudny charakter (to po matce:). Wie czego chce niestety jego zachcianki nie idą w parze z moimi planami i choć opieram się jak mogę ulegam małemu szantażyście.



JUNIOR:
  • waży ok.9 kg (dokładną wagę poznamy podczas kontroli w lutym)
  • mierzy ok. 74 cm
  • 10. i 15. stycznia Juniorowi wyszły dwie dolne jedynki - towarzyszyły temu nerwowo przesypiane noce, obeszło się bez gorączki i podawania zbędnych leków
  • zaledwie od paru tygodni jest mobilny a już przemieszczanie na czworakach mu się nie podoba bo On chciałby już stać ;/
  • podąża wszędzie za każdym, chce mieć ciągłe towarzystwo i biada temu kto przed dotarciem Juniora do celu opuści miejsce pobytu
  • zabawki są nudne najlepsze do zabawy są kable, wtyczki i zasilacze
JA:
  • dwa dni temu były moje kolejne urodziny
  • moja waga stanęła - w stosunku do stanu sprzed ciąży mam +7 kg
  • dobrze czuję się fizycznie, psychicznie fatalnie - wsiadłabym w wehikuł czasu i cofnęła jakieś 12 lat i zapewne byłabym teraz na drugiej półkuli :)
    

poniedziałek, 13 stycznia 2014

PODSUMOWANIE ROKU I NIE TYLKO

     Miniony rok był pod wieloma względami przełomowy.
Pierwsza połowa roku była korzystna pod względem zawodowym, finansowy, kulturowym...
Najważniejsze wydarzenie ubiegłego roku jest z nami już 7 miesięcy. Celowo nie użyłam słowa "mieszka":)
Ważnych wydarzeń rodzinnych było znacznie więcej: wygrana z chorobą, dwóch nowych Franciszków (zaznaczam, że jeden urodził się przed wybraniem papieża:) i dla równowagi śmierć dwóch osób. Podsumowując jednak to wszystko, był to w gruncie rzeczy, dobry rok dla wszystkich.
     
     A co ja? U mnie wrzesień był przełomowy. Był to miesiąc w którym pierwszy raz wsiadłam do auta i bez problemów mogłam zrobić dłuższą trasę. Po trzech miesiącach dochodzenia do siebie, zamknięta z dzieckiem przez całe lato w czterech ścianach - wyszłam i jeździłam na wszystkie spotkania: nawet te firmowe:) Październik był już gorszy. Wiedziałam, że polski oddział podczas przejęcia pozwalniał część osób na kontraktach a postawił na mniej doświadczone osoby. Wykształceni projektanci, którzy mieli uniezależnić oddział od współpracowników zewnętrznych zostali odrzuceni. Nie takie było założenie czeskiej firmy-matki. Mnie zwolnić nie mogli bo jestem "nietykalna" więc zaoferowali współpracę. Początkowo ucieszyła mnie taka forma współpracy ale w głębi duszy wiedziałam, że to tylko piękne słowa jednak dałam się ponieść złudzeniu.
     Październik był miesiącem nerwów i niepewności. Przestałam karmić. Z jednej strony miałam pomysł na wszystko z drugiej brak perspektyw. Listopad to jeszcze większe nerwy - bo przecież nie planowałam przechodzić na wychowawczy...w urzędzie pracy wymagali ode mnie przedstawienia szeregu zaświadczeń i dokumentów. Nie mam stałego pobytu na terytorium Republiki Czeskiej - jestem tu za krótko. Ze strony mojego pracodawcy mogę liczyć na pomoc. Jednak wszystko załatwiam sama bo nawet nie wiem w czym mogliby mi pomóc. Oficjalnie biorę urlop wypoczynkowy aby dać sobie czas. Rozważanie mojego urlopu wychowawczego trwa do dnia dzisiejszego.
     Po co to wszystko? 
Bo praca przynosiła mi satysfakcję i zadowolenie. Bo codziennie musiałam wyglądać dobrze i rozmawiać z ludźmi. Bo były to duże inwestycje i jeszcze większe wyzwania.
Zachorowałam na brak kontaktu z ludźmi. 



Coś co miało mnie cieszyć-np. jak ten blog-z czasem przestało mnie bawić. 
Wiem, że inni mają gorzej ale w takim razie ja mam możliwość zrobienia czegoś więcej.
Wiem, że mam odpoczywać kiedy tylko dziecko śpi ale On nie śpi tak dużo. Poza tym może ja wcale nie chcę odpocząć tylko napić się z kimś kawy? 
Wiem, że siedzę w domu ale ja nie siedzę!
Problem w tym, że oglądam wiele blogów i wiele z Was robi różne rzeczy: szyje, dzierga, gotuje...ja nie potrafię, nie umiem a nawet nie chcę. A cała moja niechęć do wszystkiego jest już tak wielka, że coraz częściej jestem zmęczona, coraz dłużej śpię i coraz mniej chcę.
     Mimo wielu wspaniałych chwil nie umiem zaakceptować tego wywrotu fizyczno-psychiczno-społecznego w moim życiu. Czasami kilkugodzinny ładunek dają mi wpisy niektórych z Was. Wówczas przez jakiś czas mam zajętą głowę myśleniem jak to jest...
     Koniec roku to również zmiany w naszych relacjach. Jedno nie widzi drugiego.

To tak jakby u mnie przeszedł tajfun i nic już nie miało swojego miejsca a u niego był rozkwit gospodarczy i nie może się to zrównoważyć w żaden sposób.
Równowagę zaburzyła również dziewczyna mojego męża, która mając własnego, w mieście gdzie na każdym rogu czai się architekt udała się "po prośbie" właśnie do swojej starej miłości.
Szlag mnie trafił!
     Straciłam zaufanie. Kompletnie.

W ostatnich miesiącach roku udało nam się wyskoczyć na dwie imprezy: pierwsza to była parapetówka naszych znajomych, którzy zdewastowany lokal nieopodal Wawelu przemienili w przytulne małe mieszkanie. Drugie wyjście to było przyjęcie urodzinowe znajomego - choć słowo "przyjęcie" jest tutaj dość mocno nadużyte. Była to prawdziwa domówka! Rodem z czasów studenckich! Na tej imprezie - nie licząc dziewczyny, która przyszła z zaawansowanym brzuszkiem - Junior był najmłodszym gościem. Ktoś potem do nas powiedział: "fajnie, że Wy tak wychodzicie, że dziecko Was nie ogranicza". Obserwatorze a gdzież ja bym mogła mój skarb zostawić jak On całymi dniami z matką "siedzi"?! Komu ja powierzę moje dziecko w godzinach późno-wieczorno-nocnych aby je potem odebrać?
       Jest styczeń - Junior już prawie biega. Jest mądry i cwany. Wg założeń powinnam siedzieć teraz za biurkiem albo jechać na jakieś spotkanie albo robić cokolwiek budującego. Ale założenie było błędne."Siedzimy" w domu na nienormowanym, niekończącym się etacie: odkurzania, prania, składania i jeszcze kilku innych zajęć, które można wykonywać "na siedząco".
       Pod koniec stycznia mam test zaliczeniowy z języka czeskiego-to jedyny rozwój jaki udało mi się zaserwować w minionym półroczu. I to jest budujące.

Pralka - nowe odkrycie Juniora


    

niedziela, 12 stycznia 2014

PROJEKT SAMO_SIĘ - pátý týden

101 wpis w nowym roku musi być "kulturalny" :)

     Ponieważ nie dotrzymaliśmy terminów konkursowych projektu samo_się (utknęliśmy po pierwszym miesiącu "zmagań":) a projekt dobiega już końca - postanowiłam mimo wszystko uzupełnić opisy z poszczególnych tygodni. 
     Zadanie piątego tygodnia wspaniale nadaje się na "wpis kulturalny", brzmi:
Ulubiona książeczka, czyli czytamy dzieciom.

     Junior posiada już całkiem pokaźną biblioteczkę. Pierwszą książkę - skuszona recenzją u Patty - zakupiłam we wrześniu w Brnie. Malujeme cély rok - to zbiór ukazujący różne techniki rysunkowe. Junior musi jeszcze troszkę na to poczekać a ja czekając z niecierpliwością na odpowiedni moment  zaglądam do niej co jakiś czas. 
Zresztą popatrzcie sami!

fot. KaTka
Kolejną pozycję zakupiliśmy na październikowych Targach Książki w Krakowie. Jest to limitowana seria wierszy Juliana Tuwima - wydawnictwa WYtwórnia.
Mieliśmy możliwość wybrania okładki z kilku proponowanych. 



     Opracowanie graficzne jest ciekawe. Dość specyficzne.
Nam się podoba a na opinię Juniora będziemy musieli jeszcze troszkę poczekać.

fot.KaTka
Grudzień przyniósł kolejne niespodzianki.



zdjęcie mało udane ale książka porządnie opracowana

U Prababci Mikołaj zostawił pięknie ilustrowane bajki o zwierzętach.
W książce znajdujemy baśnie Andersena, braci Grimm i Perraulta takie jak: Kot w butach, Trzy małe świnki czy Brzydkie kaczątko. 
Bardzo ładnie opracowana pozycja wydana przez grupę wydawniczą Foksal. 
Co mnie zaskoczyło -
książka została wydrukowana w Chinach! 
Nie zdawałam sobie sprawy, że już nie tylko zabawki czy ubrania ale nawet wydruki opłaca się tam robić.

     Gwiazdka pod choinką zostawiła coś co pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków dobrze pamięta. Zebrana seria opowiadań "poczytaj mi mamo", wydana przez Naszą Księgarnię z niebanalnymi ilustracjami wielu grafików. Takimi jak pamiętamy z dzieciństwa!

  
I na koniec coś co sprowokowało mnie do odszukania moich książek z dzieciństwa. Wiersze Jana Brzechwy wydawnictwa Zielona Sowa. Książka formatu A4, w twardej oprawie z hologramem, kolorowa...ale grafika mnie przeraziła. Dla mnie jest paskudna. 



     Staram się aby wszystko co nas otacza było różnorodne. Nieco abstrakcyjnej grafiki z wierszy Tuwima nie można porównywać do przedstawionej wyżej reprodukcji najpopularniejszych opowiadań dla dzieci sprzed wielu lat ale obie są interesujące i wykonane w charakterystycznym stylu.
     Ponieważ okres świąteczny spędzałam z Juniorem u moich rodziców odszukałam swoje wspomnienia...


... w środku ten sam wiersz o Niedźwiedziu,


który w mojej książce wygląda tak:


     I z całym szacunkiem dla pana ilustratora Zielonej Sowy ale jest tyle technik a w tak całkiem nieźle wydanej książce z wierszami (papier, oprawa) serwuje się dzieciom najprostszy, najbanalniejszy i najbrzydszy sposób opracowania graficznego.

Na koniec tego "kulturalnego" wywodu podsumowanie:

     Juniorowi zaczęliśmy czytać gdy miał 3 miesiące. Czytane są mu wiersze, mówione rymowanki w sposób dźwiękonaśladowczy. Każdy utwór można ciekawie zaprezentować ale są takie, które dają więcej możliwości.  "Lokomotywa" nie musi być deklamowana w całości. Nagły buch..., uch..., puff..., ufff..., trurkot - trrr..., pukanie - turkotanie to wszystko sprawia, że często jest ona skracana bądź się zapętla. Dziecku się to podoba. Wszelkie odgłosy są dla niego interesujące: szept, puknięcie, wyższy głos.