BLA BLA BLA

JUŻ NIEDŁUGO NOWA ODSŁONA: CIĄŻA PO CZESKU, CZESKIE CHYBY czyli CZEGO NIE MÓWIĆ W CZECHACH, JAK ŻYĆ NA CO LICZYĆ A NA CO NIE.

niedziela, 20 kwietnia 2014

VESELÉ VELIKONOCE

Kto poświęcił ten zjadł :)
A kto świętuje ten jest przygotowany na jutrzejszy dzień!
     I nie o śmigusa-dyngusa tu chodzi ale o pomlázku nazywanej na Morawach również karabáč'em (wspominam o tym ponieważ znajoma, która pochodzi z Pragi tej nazwy nie słyszała). Pomlázka to upleciona z młodych wierzbowych gałązek rózga (pejcz), którą w świąteczny poniedziałek bije się kobiety aby były cały rok zdrowe. Młode gałązki symbolizują siłę i witalność.
     Jeżeli będziecie spędzać święta wielkanocne w Czechach nie będzie problemu aby zaopatrzyć się w taką mrskačku (mrskat-chłostać). Sprzedawane są dosłownie wszędzie od marketów po wielkanocne jarmarki. Ja lubię odwiedzać te ostatnie, które odbywają się w strażnicach gdzie wśród masy atrakcji zawsze znajdzie się twórca "pomlázek". 


  
Ich tworzenie jest jak rzemiosło. Krótkie, długie, różnie zaplecione, z pięknymi rękojeściami. Często przyozdobione wstążkami.

źródło: internet

      Każdy obec informuje przez stronę internetową lub rozwiesza ogłoszenia gdzie i kiedy na jego terenie odbędzie się taki jarmark regionalny. Najczęściej odbywają się one podczas Wielkiego Tygodnia, którego poszczególne dni nazywają się: Zelený čtvrtek, Velký pátek, Bílá sobota, Boží hod velikonocní i Velikonoční ponděli.
     Jeżeli nie interesują Was małe miasteczka w sercu każdego miasta na rynku znajdzicie dokładnie te same atrakcje a nawet więcej :)


Drogie Panie szykujcie piękne pisanki w podzięce za życzenia bo może jutro do Waszych drzwi zapuka kolęda z życzeniami i zostaniecie "pomrskane". 
Czego Wam z całego serca życzę! 
Wesołych !
 
 

wtorek, 15 kwietnia 2014

RÁDI CESTUJEME czyli Junior w podróży

      Przez ostatnie dwa lata swojej pracy zjeździłam więcej Polski niż przez całe moje życie. Byłam aktywna zawodowo całą ciążę. Jednym słowem Junior w brzuchu się najeździł.
Obecnie dzienne pokonywanie 100 km, to nie tylko dla nas - standard. Jeździ się za pracą, za klientem lub jak my za rodziną i znajomymi.
     Podczas pierwszych miesięcy ciąży pisałam, że "nie dam się zwariować".
Dziś z perspektywy kilkumiesięcznego doświadczenia mogę się podzielić opinią o rzeczach, którymi stałam się posiadaczką.

     Samotne podróżowanie z małym dzieckiem wymaga podwójnej czujności (podwójnej jeżeli się ma jedno dziecko bo mam pewną teorię, że wzrasta ona proporcjonalnie do ilości przewożonych pociech). Moja uwaga jest podzielona na to co dzieje się na drodze i na pasażera siedzącego na tylnym siedzeniu w dodatku tyłem do kierunku jazdy. Rzeczą niezbędną dla mnie jest "monitoring" w postaci lusterka zamontowanego na tylnym zagłówku, które od momentu pojawienia się tam stanowi niesamowitą frajdę dla naszego Malca.
Los sprawił, że jesteśmy posiadaczami takiego oto egzemplarza:


Jako jedyne dostępne (ostatnie w całym wielkim sklepie). Producent FisherPrice cena ok. 200kč/35 pln

Jeżeli podróż z noclegiem to i nasz ekwipunek musi się powiększyć o kolejne niezbędniki.
     Ciekawą propozycją była wanienka Flexi Bath.
Producent reklamuje produkt jako ten najnowszej generacji :) Zainteresowała mnie jednak cena jak za kawałek plastiku zbyt wygórowana. Zawsze można sobie tłumaczyć, że będzie się tam coś potem trzymać ale jako architekt wiem, że za kwotę powyżej 100 pln można naprawdę wybrać coś bardziej "dizajnerskiego":) Zresztą osoby, które miały możliwość wypróbowania tego artykułu również dostrzegły jego wady. O tym pisała m.in. Kamila z Team Z.
Gdybyśmy posiadali w domu wannę to skłonna byłabym wydać podobną kwotę ale na takie  rozwiązanie:

źrodło: internet                          Baby Dam - zapora do wanny
     Na domowy użytek zakupiliśmy najprostszą wanienkę bez zbędnych gadżetów za podczas wyjazdów używam dmuchanej wanienki. Co prawda jeżeli ma zajmować mało miejsca w aucie to każdorazowo przed użyciem trzeba ją nadmuchać a potem spuścić powietrze ale cena przystępna (od ok. 25 pln wzwyż). Mi ten produkt wystarcza jednak ma wadę: wypełnioną wodą wanienkę trudno przenosić a przy większym ruchliwym dziecku, które naciska lub opiera się o ścianki podczas deformacji dochodzi do niekontrolowanych wycieków. Zatem poniższy obrazek moim zdaniem jest mocno naciągnięty albo nasza wanienka za słabo nadmuchana :)
Dmuchawca używam jedynie w wannie lub pod prysznicem gdzie takie zalanie jest niegroźne.
    A po kąpieli spanie. Jeżeli nie we własnym to w turystycznym łóżeczku. Zamówiliśmy najprostszy model bez zbędnych, dodatkowych elementów.
     Każdy dodatkowy gadżet to dodatkowe kilogramy. A przy podróżowaniu każdy nadbagaż ma znaczenie. Powyższy model to baby-maxi. Produkt prawdopodobnie chiński więc i cena przystępna.Na stronach aukcyjnych do kupienia za kilkadziesiąt złoty.
Uważam, że jak się pozna sekret składania i rozkładania tego łóżeczka to nie można napisać nic złego o tym produkcie.
     Ostatnim niezbędnikiem jest pojemnik na mleko/kaszkę. Na rynku jest spory wybór.
Ja posiadam produkt firmy munchkin (ok.15 pln). Przy wyborze należy jedynie zwrócić uwagę aby pojemnik był dostatecznie duży i mógł pomieścić odpowiednie dawki oraz aby dobrze się z niego wysypywała zawartość.

To wszystko jeżeli chodzi o niezbędniki w podróży. Całą resztę mogę gdziekolwiek dostać od ręki.
Nie są to produkty z najwyższej półki cenowej ale świetnie sprawdzają się przy naszym trybie życia.




niedziela, 13 kwietnia 2014

AMBICJE MATKI

Od jakiegoś czasu w głowie siedziała mi pewna Hela. Ta śliczna dziewczynka ma 9 kg i tyleż samo miesięcy.
To, że na czworakach zasuwa jak wyścigówka to mnie nie dziwi bo wraz z Juniorem mogliby startować w sztafecie. To, że ma 4 ząbki również nie robi na nas wrażenia bo Juniorowi przebiły się górne dwójki i stał się małym wampirem gryząc całkiem mocno, każdego, wszędzie. Natomiast Hela : gra w kosi-łapci, robi papa, pokazuje jaka duża urośnie, wkłada czapkę na głowę i korzysta ze szczotek do włosów i do zębów.
     Jak to? Czy ja coś zaniedbałam? Junior taki śliczny (podobny do mnie:), ruchliwy, głośny, gadający....a jednak ani papa ani paci-paci nie robił. Tzn. robił ale nie sam. Trzymał mnie za wyciągnięte kciuki a ja klaskałam. Nagły zryw i edukacja nie przyniosły rezultatów. Junior okazał się odporny na wszystko co przed nim wyczyniałam.
     Za to ja nie byłam odporna i uległam pokusie spędzenia tygodnia w biurze w pełnym wymiarze godzin!
Moja decyzja była oczywista jednak realizacja okazała się trudniejsza. Dziecko musiało być odwiezione do dziadków. Kilka dni analiz zakończyło się spakowaniem walizki, jak twierdziłam tylko na trzy dni a w rezultacie na pięć. Wiecie, że nie było to proste? Mimo nowych zadań, kompletnie obcych mojemu doświadczeniu, chęci podjęcia wyzwania, radości i zaangażowania - pierwsze dwa dni bardzo tęskniłam za dzieckiem. Trzeciego dnia udałam się na prezentację/szkolenie i późny powrót do domu sprawił, że poczułam powiew dawnej niezależności i w pewien sposób swobody działania.
Z powodu braku wprawy, wyczucia i znajomości zagadnienia praca szła mi wolno co spowodowało odebranie Juniora w piątkowe wczesne popołudnie.
     Co mi dało to doświadczenie?
Z jednej pokazało, że muszę zorganizować życie tak aby się jednocześnie rozwijać i nie dobić domowymi obowiązkami bo prawdę powiedziawszy nie wyobrażam sobie po całym dniu pracy wracać do domu, przejmować opiekę nad synem i tak jak co dzień wykonywać po kolei wszystkie obowiązki: pranie, układanie, gotowanie, zmywanie. A przecież kobiety (baaa żeby nie było to i mężczyźni) tak robią.
Z drugiej strony uświadomiło mi jak silna więź jest między nami i jak ciężko byłoby mi znikać na 9-10 godzin pozostawiając syna komuś na wychowanie. Miałam nawet pewne obawy, że Junior nie będzie zainteresowany pojawieniem się mojej osoby ale się myliłam. Była radość, wyciąganie rączek i chichot.
W tamtym tygodniu miałam sen w którym przyjeżdżam po Michała a on uśmiecha się i widzę, że "wyszły" mu już wszystkie zęby :)
Co prawda kolejne zęby nie zdążyły się pojawić podczas mojej nieobecności ale udało mi się zarejestrować to:


A na koniec dodam, że i paci-paci dělame:

Paci, paci, pacičky, to jsou moje ručičky,
ťapy, ťapy, ťapičky, to jsou moje nožičky.
Ručky, aby dělaly, nožky, aby běhaly,
očka, aby viděly, uška, aby slyšely,
pusinka je na papání a nosánek na čmuchání.