Cały czas byliśmy razem w standardowym dwuosobowym pokoju z własnym węzłem sanitarnym.
Drugiego dnia wieczorem mieliśmy już towarzystwo. Dołączył do nas mały Mikulašek z mamą - pierwszy "kamosz" Michała Artura.
fot. Katka Pierwszy kolega Michała - Mikulaš |
Ostatecznie nie chciałam oddawać małego ale kiedy o 1:00 rozpłakał się już tak mocno, że ciężko mi było go uspokoić przyszła siostra i zaoferowała pomoc. Malec na karmienie został zwrócony mi o 4:00 rano:)
W szpitalach, które odwiedziłam zawsze mówiono o ogromnym nacisku na karmienie piersią i działających tam "Ligach laktacyjnych". Ja nazwałam to brzydko "laktacyjnym gespato". Pielęgniarki chodzą i sprawdzają jak i kiedy karmisz (żeby przypadkiem nie pospać dłużej jak 3 godziny), doradzają, pokazują pozycje do karmienia, oferują pomoc.
Ciekawym zjawiskiem było również codzienne sprzątanie naszego przybytku. Nie, że codzienne czy sprzątanie...ale ilość zaangażowanych w to osób oraz częstotliwość wykonywania tych czynności podczas dnia. Jedna pani od bielizny dziecięcej, druga od naszej, trzecia od pościeli, w międzyczasie ktoś wszedł i przetarł parapet (i to odbywało się dwa razy dziennie), popołudniu wkraczała pani zmywająca podłogi. Dla mojej współlokatorki również było to czymś nadzwyczajnym :)
Do szpitala miałam spakowane dwie torby. Jedna moja, druga z rzeczami dziecka i kilkoma gadżetami dla męża. Większość rzeczy kompletnie się nie przydała.
Wszystkie nosiłyśmy szpitalne koszule. Swoich nawet nie wyciągałam. To
samo z rzeczami dla dziecka. Oczywiście można było ubierać się w swoje
rzeczy ale było tak gorąco, że przebierałyśmy się trzykrotnie podczas
dnia a Panie uzupełniały naszą "szafę z garderobą" codziennie rano.
W pokoju miałyśmy do dyspozycji przewijak, wagę i wannę a także kosmetyki.
W pierwszych dniach przychodziły siostry z oddziału noworodkowego i pokazywały jak obchodzić się z dzieckiem, jak pielęgnować, kąpać. To oferowanie "wszystkiego" ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony pokazują Ci co i jak wykonywać i robią to przy Tobie ale następnego dnia niezależnie od tego jak się czujesz musisz wykonać wszystkie czynności sama.
Ja koszmarnie czułam się następnego dnia kiedy minął szok i skończyły się wszystkie znieczulenia. Na noc zaoferowano mi środki przeciwbólowe.
Pierwszego dnia weszła jakaś pani doktor z pytaniem "vy jste ta maminka s Polska?". Okazało się, że Pani doktor ma praktykantki ze Stanów Zjednoczonych - dwie młodziutkie dziewczyny, które przyszły obejrzeć noworodka. Zapytały czy mogą potrzymać bo nigdy nie miały tak małego stworzenia na rękach, zrobiły sobie zdjęcia z Juniorem i posypały mu komplementy. (Żałuję, że i ja im nie zrobiłam fotki).
Moja współlokatorka powiedziała, że kiedy przyszła to myślała, że to dziewczynka.
Mąż przyjeżdżał codziennie zdając relację kto nowy dowiedział się o narodzinach Małego,
m.in. były to panie z baru mlecznego "u Rajfu", do którego często uczęszczaliśmy z kolegami z biura czy właściciel mieszkania, które zajmowałam.
No i mieliśmy jeszcze wielu gości.
Przyjechali Dziadkowie i ciocia.
fot.Katka Junior demonstruje skalę swojego głosu... |
Życzenia złożyła korespondencyjnie Prababcia
( te pokolenia dzieli równo 90 lat !)
Odwiedziła nas żona kolegi z pracy - Lada.
Podczas obchodu pozdrowienia od mojej pani ginekolog przekazała mi pani doktor, która również prowadzi u niej ciąże :)
Pobyt był miły i sympatyczny.
Każda z nas opuszczała oddział obładowana dużą ilością próbek: kremów, olejków, pieluch, czasopism...
Z Michałem opuściliśmy szpital w pierwszym dniu lata - 21.czerwca 2013.
Przy kolejnej wizycie przekażemy nasze podziękowania dla oddziału.
fot . Katka Jedna z tablic z podziękowaniami. |
Nie miałam jeszcze okazji pogratulować. Zatem - gratuluję dzielnej mamie!!!
OdpowiedzUsuńGratuluję maleństwa :) 5 dni w szpitalu... to długo. My leżeliśmy 3, a i tak nie mogłam wytrzymać !
OdpowiedzUsuńŚliczny ten Wasz synuś :)
OdpowiedzUsuńAleż On piękny jest ;D Cudo ;D
OdpowiedzUsuńMnie zaczyna dopadać stres z tym porodem, pobytem w szpitalu, początkami. ;(
Śliczny ten Wasz synuś :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz gratuluję :)
Gratulacje :) Śliczny synuś.
OdpowiedzUsuńAle dużo gości! Dziadkowie dumni na maxa!
OdpowiedzUsuńWarunki w szpitalu jak w Sheratonie!
Fajny szpital:)
OdpowiedzUsuńnaprawdę fajny szpital
OdpowiedzUsuńGratulacje Kasiu! Pozdrawiam ciepło i cieszę się Waszym szczęściem. Mały jest śliczniutki!
OdpowiedzUsuńSabina (frankee)
Sabina! ale niespodzianka! ;)
UsuńDziękujemy!
Gratulacje! :) Jest radość :)))
OdpowiedzUsuńJa tu śledzę bloga, ale nie przyznam się kto mi zdradził namiar;) Pisz Kasiu, mobilizuj się do prowadzenia bloga, bo masz czytelników, a czasem to dobra forma zrzucenia z siebie balastu dnia codziennego. Powodzenia w sprawach urzędowych.
OdpowiedzUsuń