~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Podczas
pierwszych dyskusji na temat planowanego porodu nie byłem pewny czy chcę w nim
uczestniczyć. Teraz cieszę się z podjętej decyzji. Ważna była oczywiście
intencja wspierania żony w trudnych chwilach. Poza tym poród stanowił dla mnie
niezwykłe i cenne doświadczenie.
Podczas
porodu starałem się przede wszystkim nie zawadzać personelowi. W miarę
możliwości próbowałem ulżyć Kasi. Masowałem, rozmawiałem czy też po prostu
utrzymywałem z nią fizyczny kontakt poprzez trzymanie za rękę. Jednak
obserwując jak bóle narastają, a wykres KTG beznamiętnie wysuwa się z
aparatury, czułem się całkiem bezradny.
Zaskoczyła
mnie długość trwania porodu. Nie licząc zapowiadających skurczów, które zaczęły
się dzień wcześniej, trwało to od 9:00 do 16:50, czyli 8 godzin. Teoretycznie
wiedziałem, że może tak długo trwać, jednak po podaniu środka przyspieszającego
(ok. 11:00) spodziewałem się, szybkiego przebiegu dalszych wypadków. Tymczasem
ból narastał a sama akcja dalej nie postępowała. Po podaniu znieczulenia
przyszedł moment wytchnienia, udało się nam nawet na chwilę zdrzemnąć.
Końcowa
faza to już prawdziwy thriller. Na szczęście udało mi się zachować spokój.
Właściwie to nie wiem czy byłem spokojny czy raczej zdezorientowany i
oszołomiony. Widziałem potężne grymasy
bólu na twarzy żony. Dziecko chciało wyjść ale przy kolejnych próbach ciągle
pozostawało wewnątrz. W pewnym momencie pojawił się drugi lekarz. W jego
zachowaniu widać było dużo opanowania i
profesjonalizmu. Coś do mnie powiedział po czesku. Z całego zdania zrozumiałem
tylko jedno słowo - „ tatinek „ .Szeroko się do niego uśmiechnąłem choć nie
bardzo było mi do śmiechu. Pomyślałem, że skoro przychodzi kolejny specjalista
to poród musi należeć do skomplikowanych. Z drugiej strony dobrze, że się
pojawił bo widać było, że wie, co robi. Poród zaczął zbliżać się do końca. Nowy
lekarz przycisnął żonie głowę do klatki piersiowej krzycząc jednocześnie „Pani Malec! Wy musite
tlaczit !” Czułem, że to już lada moment i przygotowałem aparat fotograficzny
ponieważ zależało nam na uchwyceniu chwili narodzin.
Wreszcie
syn pojawił się. Fioletowy i mokry został położony na brzuchu mamy. Odstawiłem
aparat. Ruszyłem aby przeciąć pępowinę. Nie potrafiłem prawidłowo założyć
gumowych rękawiczek. Pielęgniarka burknęła coś w rodzaju „Niesterilni,
niesterilni!”. Usłyszałem też jak żona pyta „Czy oddycha ?” - dziecko w
pierwszej chwili nie wydawało żadnych dźwięków. Przestałem szamotać się z
rękawiczkami i chwyciłem nożyce gołymi rękami.
Przeciąłem. Sądzę, że wszystko trwało kilkanaście sekund. Sekundę
później usłyszałem pierwszy krzyk Michała.
Potem
już spokojnie zająłem się filmowaniem jak mały jest badany i ważony. Upewniłem
się, że z Kasią wszystko w porządku. Po paru minutach dostałem do potrzymania
białe zawiniątko o kształcie dużego knedlika z pomarszczoną twarzyczką i
czarnymi oczkami.
17.06.2013 około godziny 17:00
fot. Katka 30.06.2013 w domu |
Michałkowi podobało się opatulanie:) Jest słodki! Mąż Skarb!
OdpowiedzUsuńPiękności takie ;))
OdpowiedzUsuńJaki spokojny bobasek ;)) ach, też już czekam na ten czas, by móc przytulić mojego słodziaka ;))
A Mąż pięknie opisał poród, widziany swoimi oczami ;)
Ogromne gratulacje !!! :-) Synuś jest prześliczny :-* Niech się zdrowo i szczęśliwie chowa, wszystkiego najlepszego dla Was :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dorota z BB -Beniaminka
Ale się Kasiu spłakałam patrząc na Waszego "malca" Piękne chwile!
OdpowiedzUsuń