BLA BLA BLA

JUŻ NIEDŁUGO NOWA ODSŁONA: CIĄŻA PO CZESKU, CZESKIE CHYBY czyli CZEGO NIE MÓWIĆ W CZECHACH, JAK ŻYĆ NA CO LICZYĆ A NA CO NIE.

niedziela, 30 czerwca 2013

OCZAMI WIDZA....

    Chciałam aby Mąż napisał swoją relację. Po przeczytaniu tego tekstu wiem, że dzień narodzin naszego syna zapamiętaliśmy podobnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


     Podczas pierwszych dyskusji na temat planowanego porodu nie byłem pewny czy chcę w nim uczestniczyć. Teraz cieszę się z podjętej decyzji. Ważna była oczywiście intencja wspierania żony w trudnych chwilach. Poza tym poród stanowił dla mnie niezwykłe i cenne doświadczenie.


     Podczas porodu starałem się przede wszystkim nie zawadzać personelowi. W miarę możliwości próbowałem ulżyć Kasi. Masowałem, rozmawiałem czy też po prostu utrzymywałem z nią fizyczny kontakt poprzez trzymanie za rękę. Jednak obserwując jak bóle narastają, a wykres KTG beznamiętnie wysuwa się z aparatury, czułem się całkiem bezradny.


     Zaskoczyła mnie długość trwania porodu. Nie licząc zapowiadających skurczów, które zaczęły się dzień wcześniej, trwało to od 9:00 do 16:50, czyli 8 godzin. Teoretycznie wiedziałem, że może tak długo trwać, jednak po podaniu środka przyspieszającego (ok. 11:00) spodziewałem się, szybkiego przebiegu dalszych wypadków. Tymczasem ból narastał a sama akcja dalej nie postępowała. Po podaniu znieczulenia przyszedł moment wytchnienia, udało się nam nawet na chwilę zdrzemnąć.


     Końcowa faza to już prawdziwy thriller. Na szczęście udało mi się zachować spokój. Właściwie to nie wiem czy byłem spokojny czy raczej zdezorientowany i oszołomiony. Widziałem potężne  grymasy bólu na twarzy żony. Dziecko chciało wyjść ale przy kolejnych próbach ciągle pozostawało wewnątrz. W pewnym momencie pojawił się drugi lekarz. W jego zachowaniu widać  było dużo opanowania i profesjonalizmu. Coś do mnie powiedział po czesku. Z całego zdania zrozumiałem tylko jedno słowo - „ tatinek „ .Szeroko się do niego uśmiechnąłem choć nie bardzo było mi do śmiechu. Pomyślałem, że skoro przychodzi kolejny specjalista to poród musi należeć do skomplikowanych. Z drugiej strony dobrze, że się pojawił bo widać było, że wie, co robi. Poród zaczął zbliżać się do końca. Nowy lekarz przycisnął żonie głowę do klatki piersiowej  krzycząc jednocześnie „Pani Malec! Wy musite tlaczit !” Czułem, że to już lada moment i przygotowałem aparat fotograficzny ponieważ zależało nam na uchwyceniu chwili narodzin.


    Wreszcie syn pojawił się. Fioletowy i mokry został położony na brzuchu mamy. Odstawiłem aparat. Ruszyłem aby przeciąć pępowinę. Nie potrafiłem prawidłowo założyć gumowych rękawiczek. Pielęgniarka burknęła coś w rodzaju „Niesterilni, niesterilni!”. Usłyszałem też jak żona pyta „Czy oddycha ?” - dziecko w pierwszej chwili nie wydawało żadnych dźwięków. Przestałem szamotać się z rękawiczkami i chwyciłem nożyce gołymi rękami.  Przeciąłem. Sądzę, że wszystko trwało kilkanaście sekund. Sekundę później usłyszałem pierwszy krzyk Michała.


     Potem już spokojnie zająłem się filmowaniem jak mały jest badany i ważony. Upewniłem się, że z Kasią wszystko w porządku. Po paru minutach dostałem do potrzymania białe zawiniątko o kształcie dużego knedlika z pomarszczoną twarzyczką i czarnymi oczkami.

17.06.2013 około godziny 17:00

fot. Katka     30.06.2013 w domu
 

4 komentarze:

  1. Michałkowi podobało się opatulanie:) Jest słodki! Mąż Skarb!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękności takie ;))
    Jaki spokojny bobasek ;)) ach, też już czekam na ten czas, by móc przytulić mojego słodziaka ;))

    A Mąż pięknie opisał poród, widziany swoimi oczami ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromne gratulacje !!! :-) Synuś jest prześliczny :-* Niech się zdrowo i szczęśliwie chowa, wszystkiego najlepszego dla Was :-)
    Pozdrawiam, Dorota z BB -Beniaminka

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się Kasiu spłakałam patrząc na Waszego "malca" Piękne chwile!

    OdpowiedzUsuń